Festiwal Filmowy w Cannes 2025: Mélanie Thierry i Bastien Bouillon zapierają dech w piersiach w „Connemara”

Kiedy ekipa filmowa weszła na salę Festiwalu Filmowego w Cannes tuż przed projekcją, pisarz Nicolas Mathieu był niemal bardziej sławny niż aktorzy Mélanie Thierry, Bastien Bouillon, Clémentine Célarié czy reżyser Alex Lutz. To pokazuje, z jakim entuzjazmem oczekiwano tej adaptacji „Connemary” (2022), jego niezwykle udanej powieści , która wyznaczyła kierunek całemu pokoleniu. Ponieważ mówi jak nikt inny o czterdziestolatkach, o iluzji drugiej szansy w miłości, o wypaleniu i jego wstrząsach wtórnych, o wewnętrznym trzęsieniu ziemi, niewidocznym i niepowstrzymanym, o rodzinie, która nabiera wody, a bez niej nieodwracalnie wysycha.
W jaki więc sposób Alex Lutz miał przenieść na ekran miłość Hélène i Christophe'a, paryskiej dyrektorki, która wraz z partnerką i dziećmi wróciła do Épinal, swojego rodzinnego miasta, aby odzyskać zdrowie, urodę, odbudować siebie jak w pokerze, oraz byłej miejscowej hokeistki, byłej gwiazdy liceum i drużyny, byłej, ale nie do końca nowej, nieudacznika, który nie był wybitny, ale zachował dobre cechy charakteru, którą poznała pewnego wieczoru na parkingu?
Choć była to misja niemożliwa, filmowcowi i tak się udało, gdyż uciekł od literatury w wir obrazów, elips i emocjonalnych kolaży, trochę jak Lelouch czy Sautet. A znajdując idealną parę aktorów: Mélanie Thierry i Bastien Bouillon są po prostu zapierający dech w piersiach w tej parze - lub raczej próbie stworzenia pary - młodych czterdziestolatków, którzy są całkowicie wyczerpani, wypaleni przez życie i związki - on jest rozwiedziony, ona podąża tą samą drogą - ale wciąż trochę jak nastolatkowie, marzyciele. Każdy z nich gra w ten sposób, nie mówiąc ani słowa, z drżeniem warg i ukradkowym spojrzeniem. W niemożliwym do wykonania ćwiczeniu nadawania twarzy nadmiernie wyrazistym postaciom powieściowym, nadają im głębię każdej chwili.
Jest coś nie do zniesienia w filmie „Connemara”, zarówno w filmie, jak i w powieści, ponieważ opowiada historię kobiety, która nie może już oddychać. Kobieta taka jak ty i ja, jeśli ośmielimy się tak powiedzieć, ponieważ Hélène to mały żołnierz, który nie może już dłużej wytrzymać ani w pracy, ani w domu, ale nie chce zrezygnować ze swojej urody, swoich pragnień, swojego życia. Zbliża się do Christophe'a, jak ktoś, kto próbuje wypłynąć na powierzchnię, by nie utonąć. A Mélanie Thierry potrafi każdym ruchem, sposobem chodzenia, mówienia, stawiania pytań, kochania, ufania ciału wyrazić tę złość, by żyć pomimo wszystkich porażek i małych wstydów, które szybko zostają pochłonięte przez codzienność. Na sali publiczność często się uśmiechała, wzdychała z ulgą lub akceptowała wiele jego kwestii, jakby słuchała przyjaciela.
Jacques Gamblin, wcielając się w postać dziadka, który powoli, acz nieuchronnie traci rozum, wnosi ze sobą również szczyptę duszy, rzucając światło na to, czego wiele osób doświadcza w kontakcie ze swoimi bliskimi i osobami starszymi. „Connemara” to absolutne przeciwieństwo „Mission: Impossible” : każdy temat zaczerpnięty jest niemal z banału, starości, która cię przytłacza, miłości, która rozjaśnia cię tylko na chwilę. Nawet nie chodzi o fabułę pełną zwrotów akcji, nie, Christophe próbuje na nowo zostać małą gwiazdą hokeja na lodzie w Wogezach w wieku czterdziestu lat, ale lód to prawdziwa udręka. Kwarantanna też. Te obrazy Epinala nie są zwyczajne.
Le Parisien